środa, 13 lutego 2008

Deszcze niespokojne

Do tej pory nie mogę w to uwierzyć. - drugi raz w ciągu paru dni z nieba spadła ściana wody. Tylko skąd ta pogoda – przecież jest środek zimy!

Jak twierdzą najstarsi górale (czyt. Emelie) padać zaczęło chwilę po 3 nad ranem i dalej trochę mży. Chcąc nie chcąc musiałam wyjść na deszcze, żeby dostać się do pracy i... Zobaczyłam zupełnie inny Hyderabad.

Zacząć należy od tego, że ulice zmieniły się w płytkie potoki (choć i głębokie bajora można było uświadczyć), więc w ciągu paru sekund kompletnie przemoczyłam buty. Można też było od razu poznać wady nierównego asfaltu (lub jego braku) – każdy przejeżdżający pojazd pozostawiał za sobą (choć zwykle na tobie) fontanny wody. Od przymusowej kąpieli nie broniła nawet autoriksza, bo ta posiadając odsłonięte boki nie stanowiła prawie żadnej ochrony. Efekt końcowy jest taki, że dotarłam do pracy przemoczona do suchej nitki! Ech – a ja głupia przez chwile żałowałam, że nie zobaczę deszczów monsunowych (zaczynają się w czerwcu, a ja w maju wyjeżdżam z Indii).

Najciekawszy widok stanowiły jednak ulice Hyderabadu – tysiące ludzi wyczekujących na przystankach autobusowych i „kręcących się” po ulicy nagle znikneło. Co się z nimi stało pozostaje dla mnie tajemnicą. Z Emelie przypuszczamy, że zdecydowali się przeczekać powódź w domowych pieleszach – nie jesteśmy jednak tego do końca pewne.

1 komentarz:

Olita pisze...

Kasiu, nie wiedziałam że wyjechało się i Tobie. ;) pzypadkiem to wyszlo
buziaki!